Na początku Bóg stworzył człowieka, ale widząc go tak słabym, dał mu psa" - /Alfons Toussenel/
Ostatnio w jednym z miesięczników przeczytałam artykuł dotyczący zjawiska posiadania przez Polaków dużej ilości psów. Autor zastanawia się dlaczego tak jest i rozważa różne koncepcje. Jestem szczęśliwą posiadaczką psa, kolejnego już, dlatego także się nad tym zastanowiłam.
Tradycyjny obrazek rodzinnej szczęśliwości promowany w mediach, zwłaszcza w reklamach, to tata, mama, dwoje dzieci i pies. Dlaczego jednak nasze schroniska są tak przepełnione, prawodawca nie robi nic w kierunku poprawy zwierząt maltretowanych, a ludzie potrafią "ukochanego pupila" zostawic w lesie przywiązanego do drzewa. Nikt chyba nie zna odpowiedzi na te pytania.
Jestem osobą, która żyje sama, nie założyłam rodziny. Jako dziecko zawsze marzyłam żeby miec psa. Rodzice nigdy nie chcieli się na to zgodzic.Kiedyś, jako mała dziewczynka, przyniosłam do domu szczeniaka. Został on po pewnym czasie oddany do schorniska przez rodziców, bo sikał w mieszkaniu. Jako osoba dorosła, posiadająca swoje lokum, nie mogłam zdecydowac się na posiadanie psa, ponieważ pracowałam, wyjeżdżałam i odpowiedzialnie obawiałam się, że nie poradzę sobie z obowiązkami wobec zwierzaka.
Kiedy zamieszkałam z moim obecnie eks narzeczonym, wzięliśmy sobie psa. W dwie osoby łatwiej było zapiewni mu należytą opiekę. Facet odszedł, a pies pozostał. I tak jest do dziś. Niektórzy mówią, że jako stara panna, do tego bezdzietna, mam przynajmniej do kogo "gębę otworzyc", a stara panna podobno często ma jakiegoś zwierzaka. :) Jest w tym wiele prawdy, nie zaprzeczam.
Wolę mojego psa od wielu ludzi. Od nich zaznałam krzywdy, zawodu, a pies kocha mnie bezinteresownie. Mam o kogo dbac, nie marudzi i pójdzie ze mną na spacer np. nad morze. Nie kuszą go inni właściciele /jak moich byłych nowo poznane panny/, wybrał mnie, a ja jego i tak już chyba pozostanie. Trochę ironizuję w tym swoim pisaniu, ale wolę humorystycznie podchodzic do swojej samotności. Dośc już uzalania się. Życie ma byc radosne.
A właśnie mój pies daje mi radośc. Może jakis psycholog czy terapeuta skrytykowałby mnie i stwierdził, że mój pies stał sie dla mnie niezastąpioną, bliską istotą, pocieszycielem, powiernikiem i oparciem. Kimś kto mnie kocha, robi to wspaniale i cudownie okazuje. Pokazuje tą miłośc całym sobą. Niezależnie od wszystkiego wita mnie z radością. Jego uczucie do mnie jest bezwarunkowe i wielkie. Jest częscią mojej autoterapii na depresję i lekiem na samotnośc.
Są mu obce gierki i manipulacje. Kocha i już. Okazuje swoje potrzeby, nie czeka, aż się domyślę czego on chce. Ja wiem, że mam trudności z dawaniem i przyjmowaniem, w związku z czym często odsuwam się od innych, uciekam. Z psem bliskośc jest mi łatwiejsza, on niczego nie żąda. Nie zaznaję dotyku innych ludzi, a on śpi mi na kolanach, bawi się ze mną jak dziecko, liże mnie po twarzy, a ja zanurzam twarz w jego futrze.
Tak, to prawda przyznaję się do tego wszystkiego bez bicia. Ale chcę akceptowac siebie taką jaką jestem w rzeczywistości, a moje życie pokochac takim jakie ono jest, dośc ściemy. Dodam tylko, iż naukowo dowiedzione zostało, że pies to świetny terapeuta. Ludzie chorzy, starsi i opuszczeni, niepełnosprawne bądż opóźnione w rozwoju dzieci -mając przy swoim boku psa, są weselsi i pełni chęci do życia. Czując się akceptowanymi, ważnymi inaczej podchodzą do codziennych problemów, łatwiej im pokonywac bariery jakie napotykają w życiu.
Ciepło ciała psa, miękkośc jego sierści sprawia, że mięsnie rozluźniają się, ustępuje napięcie, a organizm wydziela endorfiny. Myślę, że dzięki mojemu psu staję się bardziej otwarta na innych, wyzwalam swoją kreatywnośc, przełamuję lęki, wyzwalam spontanicznoścw okazywaniu uczuc.
Fakt, pies to cudowne stworzenie. Ja do każdego posiadanego bardzo się przywiązuję. Staję się on już czymś więcej, niż tylko psem. Przeważnie w naszym domu przewijały się psiaki ze schronisk lub znalezione przy lesie. Nie rozumiem ludzi, którzy potrafią ich wyrzucić.
OdpowiedzUsuńOstatnio jedna psinka nam zdechła. Przy zabiegu u weterynarza. A raczej przy przygotowaniach do nich. Jej serducho nie wytrzymało narkozy. Płakałam jak za człowiekiem. Bo psina była przez nas wszystkich kochana.
Bardzo fajnie jest mieć zwierzaka o swojego boku. I najsmutniejsze są chwilę, gdy odchodzą. Choć odchodzą nadal kochając.
Rozumiem Cię, także widzę jak moje psy mnie kochają, ogon jest takim wslaźnikiem uczuć ;), chociaż nie tylko, pozdtrawiam...
OdpowiedzUsuńschroniska są przepełnione bo psów jest za dużo oczywiście ludzie lubią zwierzęta ale są granice po za tym nie każdy może miec zwierza.
OdpowiedzUsuńpozdr
http://call-mebaby.blogspot.com/
Ja sie nigdy nad tym nie zastanawialam, ja poprostu wiem ze zwierz jest mi potrzebny dla mojego zdrowia psychicznego ze tak powiem i nie raz mowie ze gdybym nie miala kotow to pewnie juz dawno wyladowalabym na jakims odziale zamknietym. Kiedy depresja meczyla a swiat byl jednolicie szary to bylo wiele takich dni ze tylko koty mobilizowaly mnie do wstania zlozka i podjecia jakich kolwiek dzialan.
OdpowiedzUsuńKiedys przeczytalam ze, ludzie maja zwierzeta dlatego poniewaz one kochaja ich bezwarunkowo, nie zadajac zadnej zmiany i nie wazne jest dla nich czy jestesmy piekni czy garbaci. I ja podpisuje sie pod tym obiema rekami.
Twierdzi się, że koty są fałszywe,a moje okazują mi o wiele więcej wierności i lojalności niż niejeden człowiek. Zwierzęta nie są dodatkiem ani zabawką ale przyjaciółmi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń4_dina, to prawda psy kochają bezwarunkowo, czy to biednego, czy garbatego, czy nawet takiego co je krzywdzi...Heh
OdpowiedzUsuńKathi, to znowu "mądrość ludowa" za 5 groszy, zdaje się ona "psu na budę".
OdpowiedzUsuń