Czasami rodzi się we mnie jakiś głód życia, nie znana tęsknota za spełnieniem się w innych rolach, smakowanie ciała i duszy jeszcze nie poznanej. Odkrywać trzeba do końca.
— Barbara Rosiek

poniedziałek, 24 października 2011

Duchowość ateisty...

Woody Allen
Dla ciebie jestem ateistą, dla Boga - konstruktywną opozycją.

Kilka dni temu dowiedziałam się z Internetu, że jako osoba niewierząca nie posiadam duchowości. Stropiłam się. Przez całe życie żyję w błogim przeświadczeniu, że postawiłam na szlifowanie duchowości właśnie a tu masz babo placek. Postanowiłam złapać byka za rogi i zawalczyć o swoją duchowość. Wiem, "ulicy" nie przekonam, ale posprzątam trochę w pojęciach i przemieszam w hierarchii wartościowania duchowości z Bogiem i duchowości bez Boga. I tym samym zakłócę nieco stan samozadowolenia tych, którzy uważają, że wierzący ma duchowość niejako z automatu, a niewierzący bezdusznym automatem jest. Ateiści mogą wierzyć w wiele różnych rzeczy, ale nie wystarczy w coś wierzyć, żeby wyznawać religię. Można nawet wierzyć w Boga i nie wyznawać żadnej religii – jest się wtedy deistą. duchowość w sensie intelektualnym, kulturalnym, moralnym dostępna jest dla wszystkich i osoby wierzące również z niej korzystają, w różnym stopniu.  Niekiedy odnoszę wrażenie, że umysły wielu osób wierzących są polem bitwy, na którym duchowość głęboka ściera się z duchowością religijną – dogmatyczną, hamującą samodzielne myślenie, osłabiającą empatię, skłaniającą do stosowania przymusu wobec innych ludzi. Ateiści nie muszą prowadzić tej wewnętrznej walki. Nie znaczy to, że z góry dane jest im duchowe oświecenie, natomiast mają czyste przedpole tam, gdzie ludzie religijni muszą przebijać się przez gąszcz archaicznych wierzeń, zakazów i nakazów, zanim znajdą jakieś ziarno prawdy o świecie lub zdecydują się na zwykły odruch solidarności z drugim człowiekiem. Uduchowienie kojarzy się również z takimi uczuciami jak przyjaźń, miłość, zachwyt dla piękna bez trudu możemy tu udowodnić, że ten typ uduchowienia obywa się doskonale bez religii, zaś skłonności do takich zachowań (podobnie jak i do okrucieństwa) można wyprowadzić z biologii. Psychologia ewolucyjna opowiada nam znacznie więcej o podstawach moralności aniżeli wszystkie religie świata. Jeśli jednak założymy, że i dobro, i okrucieństwo jest w naturze, jaką rolę spełniły religie we wzmacnianiu pozytywnego wartościowania zachowań, które oceniamy jako moralne? Odpowiedź jest prosta: złożoną. Skłaniały do refleksji moralnej i służyły jako narzędzie wymuszania ładu społecznego. W równym stopniu wzmacniały zachowania, które określamy dziś jako moralnie pozytywne, jak i zachowania, które są dziś dla nas moralnie odrażające. Wspierały łagodność i wspierały okrucieństwo.
Chrześcijaństwo zaprzągnięte do celów politycznych z prześladowanej początkowo sekty stało się instrumentem władzy i odtąd podlegało prawom, jakie rządzą polityką, a tu, jak wiadomo, trudno rozdzielić, co jest prawdą a co propagandą, nawet jeśli jest to krótki okres czasu, a co dopiero dwa tysiące lat motania i zaciemniania. My przecież po ledwie czterdziestu latach nie jesteśmy w stanie dociec, czy Lech był Bolkiem, czy był wieloma Bolkami, a może jakieś Bolki chcą Lecha wrobić w Bolka… a co dopiero po dwóch tysiącach lat pracowitego gmatwania faktów i przeplatania ich z mitami.

Duchowość "transteisty", czyli kogoś, kto jest ponad wiarę, czy też poza wiarą w bogów, jest przede wszystkim wolna od mocowania się z bogami. A-teista jeszcze się ustawia w opozycji do Boga, transteiście do niczego to już nie jest potrzebne. Ateista (często jeszcze) neguje święta kościelne, jest antyklerykałem, boi się kościelnych rytuałów, symboli itd. itp. Tymczasem transteista traktuje święta kościelne jako (fajne, barwne, umilające życie) obrządki zgodne z tradycją społeczeństwa, w którym żyje. I tyle. Tylko tyle i aż tyle. Jednym słowem kościelne obrządki są pozostałościami tradycji religijnych, ale nie są równoznaczne z wiarą w Boga. I proszę, coraz więcej jest ludzi, którzy urządzają sobie święta, ale do kościoła już dawno nie chodzą, lub chodzą jeszcze do kościoła, ale już nie wierzą. Bo nie trzeba wierzyć w Światowida, żeby mieć frajdę z puszczania wianków na Wiśle. Nie musi się być wierzącym, żeby brać udział w pochówku w obrządku kościoła katolickiego (lub jakiegoś innego). Ale tak jak nie jestem przeciwna temu, że ktoś sobie wierzy w co sobie chce wierzyć, zgodnie z zasadą wolności sumienia, tak jestem absolutnie przeciwna temu, żeby jakakolwiek wiara stanowiła o prawie. To już jest autentycznym anachronizmem. Nie wyobrażamy sobie przecież nastania szariatu w kraju katolickim, prawda? Nie zapraszamy mułłów w turbanach czy szamanów odzianych w ptasie pióra i liście palmowe do dyskusji o nowych prawach w państwie, bo byłoby to niedorzeczne, czyż nie tak? Otóż dla mnie jest równie niedorzeczne, gdy na przykład o prawie do zapłodnienia in vitro dyskutuje ksiądz w sutannie. Śmieszne, jeżeli dyskutuje (przecież z góry wiemy, co powie, jakiej retoryki użyje), tragiczne, jeśli faktycznie wpływa na prawo w świeckim, czyli nowoczesnym państwie. Duchowość w Bogu musi pozostawać sprawą prywatną stawiającą na nią ludzi.
Ateizm w odróżnieniu od religii nie głosi swojej wyższości moralnej. Duchowość ateisty obywa się bez duszy i bez duchów, korzysta z piękna jakie pozwala nam odkrywać nasz umysł, ale odkrywając swoje biologiczne dziedzictwo, skłonności zarówno do zachowań altruistycznych, jak i okrutnych; ateista żyje w lęku przed ujajeniem umysłu duchowością opartą czy to na kiczowatych katechizmach, czy na kiczowatych książeczkach z myślami przewodniczącego Mao. Grozi nam nie tylko pokusa uduchowionego łajdactwa, ale i uduchowionej tępoty. Toksyczność barbarzyńskiej duchowości doskonale ogranicza możliwości poznania i komunikacji z innymi.
Ateizm nie eliminuje tych zagrożeń, może je zaledwie zmniejszać. Ateizm daje to, co odbiera religia – wolność myślenia, głęboką duchowość. Ateizm umożliwia dyskusję, sprzyja tolerancji, stwarza przestrzeń wyboru.Bunt przeciwko brakowi autentyzmu w czynnościach i postawach religijnych oraz tęsknota za prawdą odbrązowioną z tabu, które często , mimo dwudziestego pierwszego wieku , towarzyszy postawom religijnym.  Natomiast nasz ateizm dwudziestego pierwszego wieku często rodzi się już w naszych rodzinach , które deklarując swoją religijność( np. katolickość) nie przeżywają postaw religijnych. Traktują je jako swego rodzaju polisę ubezpieczeniową . Lepiej pójść w niedzielę do kościoła , lepiej w piątek nie jeść mięsa, lepiej,lepiej,….. I tak lepimy swoje wątpliwości i lęki przed Bóstwem , którego z własnego lenistwa nie chcemy poznać .Nie przeżywamy postawy religijnej ponieważ swoje czynności religijne wykonujemy ze strachu , automatycznie , bo tak wypada i jeszcze może ze stu tysięcy innych powodów ale żaden z nich nie ma właściwego odniesienia do Boga. Idę do kościoła bo chcę się spotkać z Bogiem , który jest treścią mojego życia i motorem moich postaw i postępowania. Przestrzegam postów i nie jem w piątek czekolady, którą uwielbiam bo czynię to jako wyraz mojego poświęcenia Bogu. Nasza religijność stała się bardzo mechaniczna i daleka od Ewangelii .
Proponuje bardziej psychologiczne ujęcie duchowości, zgodnie z teorią wielowymiarowości ludzkiej inteligencji. W tym ujęciu duchowość to niejako rozszerzenie inteligencji emocjonalnej, a więc polegającej na świadomości i możliwości kontroli własnych odczuć i emocji, a także rozpoznawania ich (i modyfikowania) u innych. Tak rozumiana duchowość oznacza więc pewną zdolność jednostki do widzenia sensu życia, kierowaniu się w nim jakimś zinternalizowanym systemem wartości. Mówi się tu także o samoświadomości, umiejętności pokonywania cierpienia i bólu, wyrzeczeniach i temu podobne.
Idąc tym tropem - pytanie o duchowość ateisty jest błędne - każdy ma ją w mniejszym bądź większym stopniu.

14 komentarzy:

  1. Powiedziałbym tak że każdy człowiek przejawia w jakiś sposób duchowość, zgadzam się z tym jak najbardziej .

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemne opracowanie, ale w skrócie powiem, ze nikt nie ma wyłączności na duchowość, a już zwłaszcza nadęci katolicy (nie wszyscy rzecz jasna, ale jeśli juz ktoś z wierzących jest nadęty, odęty i przemądrzały, to tylko katolik).

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietnie ujete :-) A tak na marginesie ja tez jestem bezdusznym, na dodatek bezboznikiem, bo do kosciola nie chodze poniewaz nie podobalo mi sie to co ksiadz z ambony gadal i to jak zachowywali sie tam ci co twierdzili ze sa lepsi ode mnie tylko z tej racji ze lataja do niego jak z nawiedzeni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasami dowiadujemy się też, że jako ateiści nie mamy również moralności, ponieważ wszelka moralność pochodzi od Boga - odrzucając Boga odrzucamy moralność....
    Moja córka wchodzi czasami na blog jakiegoś księdza, gdzie mnóstwo jest takich wyssanych z palca przekonań na temat ateistów. Ale te przekonania, jak to zwykle bywa, więcej mówią o ich głosicielach, niż o samych ateistach. Oraz kształtują nasze postawy antyklerykalne;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Duchowość to nasze wnętrze emocjonalne. Istnienie boga może być różnie pojęte. Ja nie wierze w tego na niebie ale w siłę otoczenia, jej boskiego piękna i moc. Wierzę w człowieka, a dusza jest dla mnie metaforą dobra zamkniętego w naszych umysłach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Duchowość nie wymaga wiary w boga/bogów. Takie przekonanie to złudzenie niektórych wierzących.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cecylio, też nie przepadam za onymi, ale staram się dawać ignora ostatnio...

    OdpowiedzUsuń
  8. 4_dina, ciekawe czy księża mają duszę? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ren-ya, córki nie wkurzają takowe rozmowy?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ela, co racja to racja. Złudzenie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiedziałbym ze każdy z nas ma duchowość, tylko z tym ze jedni mają bardziej rozwiniętą w sobie duchowość a inni mniej, a chyba jeszcze inni wcale nie wiedzą ze mają takie coś jak duchowość..

    OdpowiedzUsuń
  12. Jago, moja córka strasznie się wkurza, ale ona ma dopiero siedemnaście lat i mnóstwo entuzjazmu, i energii do walki o prawo do bycia innym niż większość. No to walczy: dyskusjami ze znajomymi, komentarzami na blogach, wpisami na różnego rodzaju forach... A niech walczy!
    Ja w jej wieku byłam taka sama, tylko pól walki miałam sporo mniej.
    Ale teraz język mi się stępił, złagodniałam i zobojętniałam... co najwyżej poklnę sobie w domu soczyście. Ech, stara już jestem;)

    OdpowiedzUsuń