Czasami rodzi się we mnie jakiś głód życia, nie znana tęsknota za spełnieniem się w innych rolach, smakowanie ciała i duszy jeszcze nie poznanej. Odkrywać trzeba do końca.
— Barbara Rosiek

piątek, 14 października 2011

Leniwe, jesiene dni... (ciągną się jak papier toaletowy).



A za oknami jesień – młodopolska dama
w woalu szaromglistym przechadza się sama,
umarłe drzewa żegna, zwiędłe liście liczy
– pamiątki snu o lecie, minionych słodyczy…


Anna Maria Kowalczyk

Od poniedziałku jestem "bezrobotna", siostra zachorowała i jest na zwolnieniu, jest więc w domu z dziećmi. Nudzi mi się więc strasznie, staram się zabijać nudę :), ale jakoś nie za bardzo się daje. Leżę całymi dniami na łóżku i czytam. Bo co niby mam innego robić. Trochę jestem zaziębiona, a na dworzu zrobiło się już dość zimno i deszczowo. Jak bardzo szkoda mi minionego lata, uwielbiam je. Przeczytałam już w tym tygodniu około czterech książek, dwa razy byłam u dzieci i siostry. Wybrałam się nawet na wykład inauguracyjny do Akademi Trzydzieści Plus. Nie był zbytnio ciekawyy.
Z całą pewnością mam jakąś odmianę bulimi. Moje całe życie kręci się wokół jedzenia. Albo się odchudzam poprzez drakońskie diety albo obżeram do nieprzytomności i zaburzeń gastrycznych. Jedzeniem kompensuję sobie złe samopoczucie, niezadowolenie z życia, poczucie bezsensu wszystkiego, co mnie otacza. Potem mam strasznego kaca moralnego, jak alkoholik po zapiciu. Obiecuję sobie, że nigdy więcej, a już nastepnego dnia lecę po słodycze. To takie zamknięte koło, nie wiem jak to zmienić. Nie mam pojęcia. Przecież biorę leki, chodzę na terapię i nic...
Nie jestem otyła, w sumie ciągle na granicy nadwagi i wagi prawidłowej. Ale co z tego jeśli jestem w stanie zaakceptować siebie jedynie przy wadze 69 kg, a ważę 75.
Nie umiem sobie tego logicznie przetłumaczyć.
Dlaczego podejrzewam bulimę, skoro nie wymuszam wymiotów? Po prostu nadużywam środków przeczyszczających, a to także rodzaj bulimicznego zaburzenia. Tak gdzieś czytałam.
Generalnie jestem jak zwykle zdołowana, smutna, znudzona i do doopy. Pozdro...

5 komentarzy:

  1. cosik z tego znam, współczuję Tobie i sobie...)*

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie zainteresowałoby Cię jakieś rękodzieło? Ja nie bardzo mam teraz czas, jedynie szyję sobie jakieś ubranka, ale kiedyś nałogowo robiłam na drutach i szydełkiem. Szycie też jest fajne, nie trza być krawcową, można tworzyć patchworki. Ostatnio zainteresowałam się dekupażem i kolażem, bardzo ciekawe rzeczy i można na ten temat nabyć jasno napisane, świetne podręczniki. Jeśli znajdujesz w sobie jakieś zainteresowanie tymi sprawami, to szczerze polecam, jest też wiele tematycznych blogów, z których można czerpać wiedzę i porady, zastanów się i spróbuj :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś nie mam talentów manualnych...

    OdpowiedzUsuń